[Świadectwo 1][Świadectwo 2]


Miałem 21 lat kiedy pierwszy raz zapaliłem marihuanę. Po krótkim czasie na drodze eksperymentów, znalazła się amfetamina i hektolitry alkoholu.
Początkowo chciałem spróbować...
Poczuć coś więcej, więcej wrażeń, emocji...
Brałem coraz więcej, a mnie samego ubywało. Powoli moje życie towarzyskie ograniczało się do osób, które brały, moje pasje, ciekawość świata, czy chęć rozwijania siebie stłumiały dragi. Minęło pół roku, po tym czasie zdarzyło mi się kilka tygodni bez używek. Ograniczyłem spotkania z kumplami, postanowiłem żyć na nowo. Udawało mi się, czułem się wyzwolonym człowiekiem, który nie musi brać,imprezować i tracić czasu na wystawanie po bramach. Wystarczyło jednak kilka spotkań z kumplami, kilka skrętów i zaczęło się na nowo. Jak oszołomiony dałem się wciągnąć. Brałem częściej i więcej. Czułem coraz bardziej że ZNIKAM zupełnie. Zawładnęły mną codzienne "imprezy", dragi i kumple, a moje żyły zaczęła wypełniać skażona krew, która z kolei wypełniała mój umysł chorymi myślami (doły, depresje, myśli samobójcze, chaos i bezwład na zjazdach). Tak minęło kolejne pół roku. Sięgnąłem po extasy, było cudownie, kochałem wszystkich, euforia kipiała ze mnie na cały świat. Wziąłem tylko trzy, po trzeciej na zjeździe chciałem się ciąć. To był największy koszmar w moim życiu, którego nie chcę nigdy więcej przeżywać!!! To mi wystarczyło, żeby przestać ćpać i zerwać z dotychczasowym trybem życia. Ostatecznie (co było bardzo trudne) udało mi się wyzwolić z towarzystwa.

Od tego czasu minęło pięć miesięcy. Po drodze zaliczyłem kilka wpadek, ale wierzę w siebie coraz bardziej i daję sobie radę. Radzę sobie również dzięki pomocy terspeutów ze stowarzyszenia "Karan". Dzięki nim poznałem swoją wartość i wiele rzeczy do mnie dotarło po spotksniach z nimi. Ale terapeuci nic by mi nie dali gdybym sam nie chciał sobie pomóc (a to dopiero początek). Teraz mam 23 lata i roczną przerwę w życiorysie. Mam równieżwiarę i coraz więcej sił do bycia w pełni sobą. Nikogo nie chcę zmieniać i naprawiać, chciałbym by dotarło do wielu osób, tracicie czas i przegrywacie, a to "poczucie wolności" - które rzekomo daje ćpanie, to jakaś chora iluzja, ograniczająca wasze umysły i spychająca was na dno. Byłem (a może jestem) dobrym materiałem na ćpuna. Na szczęście się nie uzależniłem (dzięki pomocy wielu osób, przyjaciół, którzy okazało się, że są...). Zresztą ĆPUN??? Do mnie to nie pasuje!!! A do Ciebie???

Szymon.

Ps. Dziękuję wszystkim, którzy byli i którzy są.